piątek, 30 grudnia 2011
Marta Ignerska
http://www.martaignerska.art.pl/marta_ignerska/about.html
Świetne oryginalne ilustracje. polecam "Alfabet" dla dzieci:)
Dość nieufnie podchodzę do niektórych ilustracji w książkach dla dzieci. Myślę, że nie jestem w tym odosobniona. Oczekujemy, że obrazki będą ciepłe, pogodne, cieszące oko. Łagodna kreska i spokojne barwy wydają nam się tym, czego dzieci potrzebują. Dlatego takie ilustracje, jak te w najnowszej książce Przemysława Wechterowicza i Marty Ignerskiej budzą w rodzicach (w każdym razie u większości) pewien niepokój. Po pierwsze, możemy tu zapomnieć o łagodnej kresce i stonowanych kolorach. Po drugie, sami nie zawsze jesteśmy pewni, co zostało namalowane. Po trzecie, czujemy, że przełamuje się w tej książce dziecięcej jakieś tabu estetyczne albo inaczej – wychodzi się poza ramy estetyki, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Podobnie zresztą jest z tekstem.
Nieufność jednak nie oznacza odrzucenia na starcie. Dlatego skonfrontowałam książkę z małym odbiorcą, czyli córką, która literami zaczyna się żywo interesować (zna kilka, potrafi nazwać i zapisać). I co? I zero zdziwienia tak formułą książki, jak ilustracjami. Mało tego książka jej się podobała bardzo. Być może dlatego że potraktowałam Alfabet jak zachętę do zabawy. Można bowiem na niej wymyślać zadania na spostrzegawczość, rysowanie paluszkiem, zgadywanki, ćwiczenia języka, wymyślanie własnych historyjek, gimnastykę ciała. Innymi słowy, książka Wechterowicza/Ignerskiej pobudza do kreatywnych rozwiązań. Zdumiało mnie to, ile pomysłów na obcowanie z tą pozycją przyszło mi (nam) do głowy. Przecież nikt nie napisał nam poleceń, a jednak odnosi się wrażenie, że gdzieś tam pomiędzy kreską, ciapką a wyklejką ktoś pochował haczyki, za które wystarczy pociągnąć, aby wyskoczyło zadanie do wykonania.
Książka pomyślana została jako zbiór historyjek ludzików, którym towarzyszą litery. Na poszczególnych rozkładówkach znajdziemy: po lewej – literę zapisaną drukiem, prawie na całą stronę, oraz zazwyczaj jedno zdanie tekstu komentującego ilustrację (przy czym litera-bohater w tekście została wytłuszczona i nie jest to bynajmniej litera rozpoczynająca słowo), po prawej zaś znajdziemy wyklejkę-postać lub postaci, których ciało (ciała) układa się w literę właśnie. Ignerska rzadko podąża za oczywistymi skojarzeniami, że jeśli B to brzuch, a jeśli M to mama (choć jest U jak Usta i O jak Oko). Jej ludziki żyją swoim życiem i, można powiedzieć, w nosie mają alfabet. Ilustratorka próbuje tu pokazać, że litery mogą kryć się wszędzie i za wszystkim, nie tylko w zeszycie i książce. Zaprasza tym samym do otwierania oka na świat i szukania znaków w ludzkich pozach czy przyrodzie.
Teksty Wechterowicza z kolei to wypowiedzi, komentarze ludzików. Czasem dowcipne, zazwyczaj mocno zachęcające, by coś od siebie dopowiedzieć. Moje ulubione to te spod literki R i N. Zupełnie jednak nie zrobiłyby tu na was żadnego wrażenia, gdybym zacytowała, oderwawszy od ilustracji. Teksty są podporządkowane obrazkom i same nie miałyby racji bytu.
Alfabet zaskoczył mnie więc dość mocno. Wydawałoby się, że książka jest dość oszczędna, a tu proszę – ile kryło się w niej możliwości.
Nadal jednak zastanawiam się, czy jest to książka dobra dla dzieci. Mam wrażenie, że nie spodoba się wszystkim. Raczej tylko niektórym. Tym bardziej wyrobionym. Nie ma co ukrywać, niektóre dzieci mają większe doświadczenie książkowe i taka Ignerska ich nie zrazi. A nawet wręcz przeciwnie. Inne zaś rzucą okiem, stwierdzając szybko, że wolą książeczki z kucykami pony. I nic w tym szczególnie dziwnego, w świecie takich książek się przecież zawsze obracały. To tak, jak z dorosłymi. Jedni lubią jazz, inni go nie znoszą. Albo z malarstwem abstrakcyjnym – jedni się zachwycają, inni twierdzą, że to głupie bohomazy. Co kto lubi…
Możesz kupić tutaj: Alfabet
Oprawa: Miękka
Ilość stron: 54
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Znak emotikon
Wymiary: 32.0 x 24.0 cm
ISBN: 9788324015320
Świetne oryginalne ilustracje. polecam "Alfabet" dla dzieci:)
Przemysław Wechterowicz, Marta Ignerska "Alfabet"
Dość nieufnie podchodzę do niektórych ilustracji w książkach dla dzieci. Myślę, że nie jestem w tym odosobniona. Oczekujemy, że obrazki będą ciepłe, pogodne, cieszące oko. Łagodna kreska i spokojne barwy wydają nam się tym, czego dzieci potrzebują. Dlatego takie ilustracje, jak te w najnowszej książce Przemysława Wechterowicza i Marty Ignerskiej budzą w rodzicach (w każdym razie u większości) pewien niepokój. Po pierwsze, możemy tu zapomnieć o łagodnej kresce i stonowanych kolorach. Po drugie, sami nie zawsze jesteśmy pewni, co zostało namalowane. Po trzecie, czujemy, że przełamuje się w tej książce dziecięcej jakieś tabu estetyczne albo inaczej – wychodzi się poza ramy estetyki, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Podobnie zresztą jest z tekstem.
Nieufność jednak nie oznacza odrzucenia na starcie. Dlatego skonfrontowałam książkę z małym odbiorcą, czyli córką, która literami zaczyna się żywo interesować (zna kilka, potrafi nazwać i zapisać). I co? I zero zdziwienia tak formułą książki, jak ilustracjami. Mało tego książka jej się podobała bardzo. Być może dlatego że potraktowałam Alfabet jak zachętę do zabawy. Można bowiem na niej wymyślać zadania na spostrzegawczość, rysowanie paluszkiem, zgadywanki, ćwiczenia języka, wymyślanie własnych historyjek, gimnastykę ciała. Innymi słowy, książka Wechterowicza/Ignerskiej pobudza do kreatywnych rozwiązań. Zdumiało mnie to, ile pomysłów na obcowanie z tą pozycją przyszło mi (nam) do głowy. Przecież nikt nie napisał nam poleceń, a jednak odnosi się wrażenie, że gdzieś tam pomiędzy kreską, ciapką a wyklejką ktoś pochował haczyki, za które wystarczy pociągnąć, aby wyskoczyło zadanie do wykonania.
Książka pomyślana została jako zbiór historyjek ludzików, którym towarzyszą litery. Na poszczególnych rozkładówkach znajdziemy: po lewej – literę zapisaną drukiem, prawie na całą stronę, oraz zazwyczaj jedno zdanie tekstu komentującego ilustrację (przy czym litera-bohater w tekście została wytłuszczona i nie jest to bynajmniej litera rozpoczynająca słowo), po prawej zaś znajdziemy wyklejkę-postać lub postaci, których ciało (ciała) układa się w literę właśnie. Ignerska rzadko podąża za oczywistymi skojarzeniami, że jeśli B to brzuch, a jeśli M to mama (choć jest U jak Usta i O jak Oko). Jej ludziki żyją swoim życiem i, można powiedzieć, w nosie mają alfabet. Ilustratorka próbuje tu pokazać, że litery mogą kryć się wszędzie i za wszystkim, nie tylko w zeszycie i książce. Zaprasza tym samym do otwierania oka na świat i szukania znaków w ludzkich pozach czy przyrodzie.
Teksty Wechterowicza z kolei to wypowiedzi, komentarze ludzików. Czasem dowcipne, zazwyczaj mocno zachęcające, by coś od siebie dopowiedzieć. Moje ulubione to te spod literki R i N. Zupełnie jednak nie zrobiłyby tu na was żadnego wrażenia, gdybym zacytowała, oderwawszy od ilustracji. Teksty są podporządkowane obrazkom i same nie miałyby racji bytu.
Alfabet zaskoczył mnie więc dość mocno. Wydawałoby się, że książka jest dość oszczędna, a tu proszę – ile kryło się w niej możliwości.
Nadal jednak zastanawiam się, czy jest to książka dobra dla dzieci. Mam wrażenie, że nie spodoba się wszystkim. Raczej tylko niektórym. Tym bardziej wyrobionym. Nie ma co ukrywać, niektóre dzieci mają większe doświadczenie książkowe i taka Ignerska ich nie zrazi. A nawet wręcz przeciwnie. Inne zaś rzucą okiem, stwierdzając szybko, że wolą książeczki z kucykami pony. I nic w tym szczególnie dziwnego, w świecie takich książek się przecież zawsze obracały. To tak, jak z dorosłymi. Jedni lubią jazz, inni go nie znoszą. Albo z malarstwem abstrakcyjnym – jedni się zachwycają, inni twierdzą, że to głupie bohomazy. Co kto lubi…
Możesz kupić tutaj: Alfabet
Oprawa: Miękka
Ilość stron: 54
Rok wydania: 2011
Wydawnictwo: Znak emotikon
Wymiary: 32.0 x 24.0 cm
ISBN: 9788324015320
You might also like:
środa, 28 grudnia 2011
Keitaro SUGIHARA
http://www.keitarosugihara.com/
Oszczędna i retro ilustracja. Ciekawe efekty uzyskane technika decoupage
Oszczędna i retro ilustracja. Ciekawe efekty uzyskane technika decoupage
Sinna Mann"(Zły Pan)Gro Dahle z ilustracjami Sveina Nyhusa.
Film został zrealizowany na podstawie książeczki "Sinna Mann"(Zły Pan)Gro Dahle z ilustracjami Sveina Nyhusa.
„Muszę być cicho. Nie mogę nawet szepnąć słówka. Bo wtedy z mojego taty wyjdzie Zły Pan. I wtedy to już nie będzie mój tata. Mój kochany, wspaniały tata. Tylko bardzo, bardzo Zły Pan”


Duet Gro Dahle -Svein Nyhus znamy dzięki wydawnictwu EneDueRabe z takich pozycji jak "Włosy mamy"(niewiarygodnie bolesna książka o postrzeganiu depresji matki przez jej małą córeczkę)


czy też " Tato!"(to już książeczka napisana i zilustrowana przez Sveina Nyhusa.
A ostatnio ukazała się "Grzeczna" o dziewczynce, która jest tak bardzo grzeczna ,że stopniowo staje się niezauważalna dla bliskich ,aż w końcu znika ....:)(Gro Dahle i Sveina Nyhusa)

Nie mam do końca pewności czy są to ksiązki dla dzieci,( na pewno nie są to książki dla 3,5 letniego dziecka jakim jest Dzidzia) ale na mnie robią piorunujące wrażenie ( w pełnym tego słowa znaczeniu) Porażają i trochę przerażają. I w związku z tym chciałabym mieć je wszystkie na półce ;).
Książeczki Suzy Lee
Suzy Lee "Czarny ptak"
Nie wiem, czy pamiętacie mój zachwyt książką Gro Dahle i Sveina Nyhusa Włosy mamy. Dziś spotkałam się z pozycją, która zrobiła na mnie podobne wrażenie. ToCzarny ptak koreańskiej pisarki i ilustratorki, Suzy Lee. Pierwsza, szybka lektura wprawiła mnie w osłupienie. Kolejne próby odczytania wzmacniały we mnie uczucie zachwytu pomieszanego z pewnym rodzajem zadumy. W tym stanie trwam nadal.
Czarny ptak to jedna z tych książek tak bardzo odmiennych od tego, co znajdziemy na rodzimym rynku. Choć bez problemu mogłabym wymienić młodych, polskich wspaniałych pisarzy i ilustratorów książek dziecięcych, takich twórców zdecydowanie nie spotkałam w swej czytelniczej przygodzie. Odważnych, podejmujących najtrudniejsze tematy, wymagających od młodego czytelnika wyrobienia bądź stawiających na dziecięca niewinność. W dodatku tworzących książki ocierające się o Sztukę i w pewnym sensie eksperymentalne (wyjątek stanowią twórcy Młotka i Grzebienia).
Fabuła Czarnego ptaka jest banalnie prosta. Mała dziewczynka obserwuje kłócących się rodziców. Nikt jej nie tłumaczy, co się dzieje i dlaczego. Ona sama czuje smutek i chce płakać. Siada gdzieś w kąciku i zaczyna marzyć: „Ach, gdybym miała takie skrzydła jak ty…” Kto? Jak czarny ptak! Już po chwili ptak porywa dziewczynkę i wzlatują ponad pola, ponad morze, ponad chmury. Ta wspólna podróż daje małej poczucie lekkości, wyzwolenia, ale również i tajemnicy, którą może chować przed światem. To daje jej nadzieję, uspokaja ją.
Choć opowieść o czarnym ptaku wpisuje się w fantastyczne fabuły z książek dziecięcych i – jestem pewna – dziecku nie trzeba niczego tu tłumaczyć, dorosły czytelnik dopatruje się w ptaku odzwierciedlenia dziecięcych potrzeb, ale też lęków. Ptak jest czarny, potężnieje, budzi grozę. Po chwili jednak małej udaje się go ujarzmić czy – być może – to on ujarzmia ją. To, co rodzi strach, wkrótce zostaje oswojone. Dziewczynka podróżuje do miejsc, które symbolizują wolność – ponad rozległe pola, nad ulubione morze, w niczym nieograniczoną przestrzeń, by doznać swoistego katharsis. Dopiero wtedy może wrócić.
Ostatnio mam wrażenie, że właśnie te oczywiste historie czarują najbardziej, że bohater nie musi przeżyć tysiąca przygód, aby coś się naprawdę działo, że nie trzeba mamić maluchów kolorami, aby je urzec. Książka Suzy Lee jest wyjątkowo oszczędna. Zdania tej opowieści moglibyśmy spisać na jednej kartce papieru a5. Ilustracje natomiast to czarno-białe litografie, które mają w sobie mnóstwo poezji i nie pozwalają od siebie oderwać wzroku.
Wspólna z czteroletnią córką lektura utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że to rzecz wyjątkowa. Przede wszystkim jej lektura wymaga czasu, wyciszenia i rozmowy. Pytania pojawiają się po obu stronach – dziecka i dorosłego – wiodąc w dość ciekawe, nieco tajemnicze klimaty. Obserwowanie reakcji córki było dla mnie ucztą. To nagłe rozszerzenie oczu na widok małej unoszącej się w powietrzu, ta rozdziawiona buzia, ta radość, że na ostatniej stronie dziewczynka w końcu jest spokojna i już się nie smuci. Zakochana jestem w twórczości Suzy Lee, ale o tym napiszę więcej w kolejnym poście! Czarnego ptaka nie powinno zabraknąć na półce dziecięcej, gorąco namawiam do wspólnej lektury.
Możesz kupić tutaj: Czarny ptak
Subskrybuj:
Posty (Atom)